Nieszczęśliwe wypadki są zazwyczaj rezultatem kilku różnych przyczyn. Pewnym zbiegiem niezależnych okoliczności, które zespalają się w sposób nieuchronnie zmierzający do tragicznego finału. Kiedy do nich dochodzi, to często poszkodowani lub krewni ofiary biją się z myślami, że może wystarczyłoby, gdyby np. ofiara wypadku wyszła z domu minutę później. Jeśli takie zdarzenie wiąże się następnie z powództwem cywilnym, to wszystkie te fakty i zależności poddane są analizie przez sąd. Niekiedy wywnioskowana w ten sposób historia budzi wręcz niedowierzanie i dla słuchaczy stanowi namacalny przykład czegoś, co potocznie nazywa się ogromnym pechem, fatum czy przeznaczeniem.
Przytaczany poniżej kazus dotyczył roszczeń cywilnych, z jakimi wystąpili krewni osoby (T.G.), która zginęła podczas podróży tramwajem. Opis zdarzeń warto przytoczyć szerzej, żeby zarysować jak nieszczęśliwie doszło to tego śmiertelnego wypadku.
- na jednym z przystanków do tramwaju wsiadł starszy mężczyzna, który zajął miejsce stojące obok drzwi, niedaleko miejsca zajmowanego przez T. G.; gdy tramwaj ruszył, pasażer ten podszedł do miejsca zajmowanego przez T. G., aby zająć wolne miejsce siedzące przy oknie, znajdujące się obok miejsca zajmowanego przez ojca powodów; T. G. zaczął wstawać z zajmowanego miejsca, aby przepuścić starszego mężczyznę do miejsca pod oknem; podnosząc się, nie trzymał się żadnego uchwytu ani poręczy, prawą rękę miał zajętą przez telefon komórkowy, a w lewej trzymał teczkę
- podczas przyjmowania pozycji wyprostowanej ojciec powodów stracił równowagę
i został zarzucony na drzwi tramwaju; pod ciężarem mężczyzny drzwi najpierw odchyliły się od pudła pojazdu w dolnej części, a następnie odpadły od niego w całości, wypadając na zewnątrz razem z T. G.;- w momencie wypadku tramwaj przejeżdżał po łuku torowiska, a utrzymanie równowagi w pojeździe było utrudnione również dla innych jego pasażerów, zarówno siedzących, jak i stojących, którzy kołysali się i chwiali na zajmowanych miejscach;
- w momencie zdarzenia tramwaj jechał z prędkością 48 km/h, dopuszczalną na tym odcinku torowiska, na którym obowiązywało ograniczenie prędkości do 50 km/h; jednakże maksymalna dopuszczalna prędkość poruszania się pojazdu na łuku, na którym wystąpił wypadek, biorąc pod uwagę jego parametry, została niewłaściwie dobrana; aby niezrównoważone przyspieszenie działające w pojeździe nie przekraczało wartości określonej w Polskiej Normie PN-K-92008, tramwaj powinien się poruszać z maksymalną prędkością 32,2 km/h; przy prędkości niemal 50 km/h działające w pojeździe niezrównoważone przyspieszenie przekracza ponad dwukrotnie normatywną wartość, co może stwarzać sytuacje potencjalnie niebezpieczne dla pasażerów;
- pojazd był sprawny technicznie, lecz rolka umieszczona w dolnej prowadnicy tego płata drzwi, który odpadł od pojazdu, była wyregulowana niezgodnie z dokumentacją techniczną drzwi, ponieważ osadzono ją w prowadnicy zbyt płytko; niewłaściwe wyregulowanie rolki mogło być wynikiem jej nieprawidłowego montażu bądź eksploatacji drzwi; niewłaściwy sposób montażu rolki w prowadnicy mógł mieć negatywny wpływ na wytrzymałość płata drzwi na wyrwanie;
Strona pozwana broniła się przed odpowiedzialnością. Także w apelacji, gdyż w I instancji sprawę przegrała. Podnosiła, że zgodnie z zasadami obowiązującymi dla tego typu przejazdów pasażer stojący powinien trzymać się poręczy. Podważana była opinia biegłych, kwestionowane przesłanki warunkujące daną wysokość roszczenia. Obrona była o tyle trudna, że formalną podstawą odpowiedzialności był art. 435 k.c., a tym samym zakres przesłanek wyłączających odpowiedzialność był w tym przypadku mocno ograniczony. Polemika dotyczyła także uznania T.G. za "pasażera siedzącego", jako że Sąd I instancji przyjął, iż:
chwilowe powstanie z miejsca siedzącego w celu przepuszczenia innego pasażera do sąsiedniego miejsca nie oznacza, że pasażer powstający z miejsca zajmuje miejsce stojące, należy go w dalszym ciągu traktować jako pasażera zajmującego miejsce siedzące, takiego pasażera nie obejmuje § 3 ust. 1 pkt 2 Przepisów porządkowych dotyczących przewozu osób i bagażu pojazdami komunikacji miejskiej w K. obowiązek trzymania się uchwytu lub poręczy, który został wprowadzony dla pasażerów zajmujących miejsca stojące;
Konsekwentnie jednak sądy potwierdziły, że T.G. nie naruszył regulaminu przewoźnika. Nie sposób było też jednoznacznie przypisać winy innym zaangażowanym w całość sprawy podmiotom. Zresztą równolegle wytoczona sprawa karna również nie zakończyła się skazaniem.
Podniesienie się z miejsca siedzącego bez zapewnienia swobody uchwytu z powodu trzymanych przedmiotów może świadczyć o braku ostrożności, ale absolutnie nie musi, gdy się zwróci uwagę na nagłość zdarzenia zobrazowaną materiałem wizualnym. Pokusić się nawet można o stwierdzenie, że nawet gdyby ojciec powodów miał wolne ręce, nie zdążyłby złapać jakiegokolwiek uchwytu. Zachowanie poszkodowanego nie było też wyłączną przyczyną zdarzenia, albowiem to drzwi pojazdu nie spełniły swojego zadania zabezpieczenia podróżnych, na co wpływ miało także gwałtowne przyspieszenie. Nie sposób wyłącznej winy przypisać też pozwanemu, producentowi tramwaju i zarządcy torowiska, który wyznaczył dopuszczalną prędkość. Nawet jeżeli bowiem powodem wypadnięcia drzwi była wada konstrukcyjna, czego dowieść pozwanej się nie udało, to jak wskazano wyżej i tak pozwana była zobligowana przed dopuszczeniem pojazdu do użytkowania upewnić się, że jest on bezpieczny dla pasażerów. Odnośnie z kolei dopuszczalnej prędkości, zauważyć należy, że nie zawsze będzie ona prędkością bezpieczną, co winien mieć na uwadze kierujący pojazdem.
Odrębnym zagadnieniem była sprawa ewentualnego przyczynienia.
Z ustaleń faktycznych Sądu pierwszej instancji wynika w sposób nie budzący żadnych wątpliwości, że zachowanie T. G. przyczyniło się do wypadku, albowiem gdyby nie wstał z miejsca lub cały czas trzymał się uchwytu, do zdarzenia by nie doszło. Sam ten fakt nie oznacza jednak, że zasądzone na rzecz powodów zadośćuczynienie winno zostać zmiarkowane. Samo przyczynienie się do powstania szkody nie przesądza jeszcze o ograniczeniu obowiązku naprawienia szkody, a ponadto stopień przyczynienia się nie jest bezpośrednim wyznacznikiem zakresu tego ograniczenia. O tym, czy obowiązek naprawienia szkody należy ograniczyć ze względu na przyczynienie się, a jeżeli tak, to w jakim stopniu, decyduje sąd w ramach sędziowskiego wymiaru odszkodowania, w granicach wyznaczonych przez art. 362 k.c. (por. postanowienie Sądu Najwyższego z 10 października 2018 r., I CSK 266/18). W okolicznościach rozpoznawanej sprawy nawet gdyby przyjąć, że ojciec powodów zaniechał należytej ostrożności przy ustępowaniu miejsca innemu pasażerowi, stopień jego zawinienia uznać należałoby za znikomy, albowiem działał z pobudek zasługujących na społeczną aprobatę i w żaden sposób nie mógł przewidzieć, że takie będą następstwa jego zachowania. W tej sytuacji brak było w ocenie Sądu Apelacyjnego wystarczających podstaw do zmniejszenia w jakimkolwiek zakresie zadośćuczynienia należnego powodom.
Ostatecznie apelacja pozwanego została oddalona. Ale nawet wygrana w takim procesie nie gwarantuje, że przestaną nadal nasuwać się pytania. Ewentualną refleksję, że tak po prostu miało być, trudno uznać za jakiekolwiek pocieszenie. Czasem nadmiar szczegółów tylko mocniej uwidacznia to, że wystarczyłby jeden, lekko tylko odmienny element z całej tej układanki zdarzeń, żeby uniknąć tragedii. A gdyby siedział na innym miejscu, gdyby nie ustępował miejsca, gdyby nie trzymał telefonu, gdyby tramwaj nie jechał akurat na łuku, gdyby jechał nieco wolniej, gdyby w końcu - bo to jest w zasadzie najbardziej rażące z perspektywy zwykłego użytkownika tramwajów - drzwi pojazdu nie wypadły pod naporem pasażera... Stało się jednak inaczej. Sądy zweryfikowały wszystkie te zależności, uzasadniły swoje stanowisko i zbudowały konkretną argumentację prawną. Co więcej - nawet bez tej otoczki prawnej i abstrahując od zasądzonych kwot - wyrok wydaje się trafiać w społeczne poczucie słuszności.
I ACa 822/20 - wyrok Sąd Apelacyjny w Krakowie